Plagi paryskie


Trudne jest życie Paryżan. Najpierw jesienią ten chiński spisek, który poskutkował niedoborem masła. Potem powódź, przez którą przestały kursować rejsy wycieczkowe po Sekwanie. Zaraz po niej latające szczury, wypłoszone z piwnic przez wzbierającą wodę.

A gdyby tego było mało, wkrótce spadł śnieg i przyszedł mróz, nocami sięgając nawet -5 stopni! Przez dwa dni wydawało się, że Paryż stanął w miejscu. Przy drogach rosły białe hałdy, bo przestały jeździć śmieciarki. W sklepach puste półki, bo dostawa nie dojechała na czas. W parku dzieciaki, wniebowzięte, lepią pierwszego w życiu bałwana. Obok gaworzą beztrosko ich rodzice, w trampkach, kto by szedł do pracy w taką pogodę?

Ale dziś zaświeciło słońce, temperatura znów na plusie, wszystko w mig się rozpuściło. Co teraz? Paryż czeka w napięciu na kolejną plagę. Zatrute bagietki? Najazd polskich hydraulików? Czy może jednak szarańcze?

Komentarze