Uwaga smieciarka


Na początku każdego miesiąca paryskie ulice i uliczki zapełniają się gabarytami. Zbędne krzesła i stoły. Deski do prasowania z brązowym znamiem na środku. Na wpół sprawne tostery i plazmy. Pufy, sofy i kanapy, które nie pasują już do wystroju. Wszystko to wyrasta jak grzyby po deszczu. I tak jak z grzybami, jeśli chce się znaleźć coś dla siebie, trzeba wstać wcześnie, być gotowym na dłuższy spacer i mieć odrobinę szczęścia.

To efekt uboczny intensywnego ruchu na paryskim rynku mieszkaniowym. Chętnych na lokum nad Sekwaną nigdy nie brakuje. Dlatego właściciele za bardzo się nie starają. Dlatego trudno znaleźć cokolwiek przyzwoitego. Dlatego lokatorzy często zmieniają mieszkanie. A że z reguły wynajmuje się je w stanie surowym, to właściciele oczekują, że w takim samym stanie się je odda. To, czego w ostatniej chwili lokatorom nie uda się sprzedać, ląduje pod gołym niebem.

Niedawno obejrzeliśmy ewentualne M2 w Boulogne-Billancourt. Przyjemne, ale trzeba by w nie zainwestować: nie ma piekarnika, lodówki, w łazience kiepskie ogrzewanie. Mała zasnęła, więc ruszyliśmy spacerem w drogę powrotną. Po pięciu minutach minęliśmy wystawiony na zewnątrz nowoczesny grzejnik. Wyglądał jakby właśnie wyszedł nam na spotkanie. Na sąsiedniej ulicy ktoś wystawił kanapę. Zatrzymaliśmy się na kawę. Obok kawiarni czekał cierpliwie nikomu niepotrzebny piekarnik, całkiem sprawny. Nie było mowy, aby go ze sobą zabierać. Przez chwilę syciliśmy się krzepiącą myślą, że w razie czego wystarczy przejść się na spacer po okolicy i trochę poszukać. Ale potem przyjechała śmieciarka i zrobiło się smutniej.

Komentarze