Czy Macron sie wykolei?
Trwa drugi tydzień strajku kolejarzy. Przez dwa z każdych pięciu dni ruch na trasach międzymiastowych, podmiejskich i regionalnych jest mocno ograniczony. I tak ma być co najmniej do końca czerwca.
Ja sam żadnych utrudnień dotąd nie odczułem, a nawet wręcz przeciwnie.
Korzystam co rano z podmiejskiego pociągu RER A, który łączy Disneyland z dzielnicą La Defense (czyli paryskim Mordorem). Na tej trasie związkowcy nie mogli sobie pozwolić na zbytnie utrudnienia, bo prędko zwróciliby pasażerów przeciwko sobie; a to przecież o opinię publiczną toczy się gra. Za to sporo osób, spodziewając się niedogodności, wybrało pracę w domu lub alternatywne środki transportu. Dzięki temu w moim pociągu jest więcej miejsca w czasie strajku niż na co dzień.
To jednak wyjątek od reguły. Na niektórych trasach międzymiastowych jeździ zaledwie jeden pociąg na siedem. A dla przemysłu prawdziwą bolączką są ograniczenia w transporcie towarowym.
*
Wygląda na to, że ekipa Emmanuela Macrona celowo wybrała reformę SNCF na pole politycznej konfrontacji. Bo taka reforma to duża i efektowna rzecz, która zarazem w końcu (w kraju nieznoszącym zmian) cieszy się społecznym przyzwoleniem. Zwycięstwo na tym polu pokazałoby, że Macron potrafi - tak jak obiecywał w kampanii wyborczej - zerwać z kulturą blokowania kraju i przełamać niemoc cechującą jego poprzedników. To z kolei wzmocniłoby jego legitymację do reformowania kraju i Europy.
Ale może przeszarżowali?
Póki co, większość Francuzow ufa w to, że forsowana przez rząd reforma (polegająca na zniesieniu statutu kolejarza dla przyszłych pracowników SNCF i przekształceniu firmy ze spółki skarbu państwa w spółkę akcyjną) ma sens. Faktycznie, francuskie koleje są potężnie zadłużone (choć może to nieuniknione w przypadku tego rodzaju dóbr publicznych?). Oferują coraz gorszą jakość za dość wygórowaną cenę. Przywileje kolejarzy (takie jak praca gwarantowana do końca życia, emerytura w wieku 52 lat i rozmaite deputaty) pochodzą z epoki żelaza, węgla i pary. A do tego firma musi przygotować się na konkurencję, gdy po 2020 otwarty zostanie europejski rynek kolejowy.
Wciąż nieznacznia większość Francuzow uważa strajk za nieuzasadniony. Ale w najbliższych tygodniach może się to odwrócić, jeżeli uznają, że rząd zachowuje się w tej sprawie arogancko, arbitralnie, kolejarzy stygmatyzuje, a reformy tak na dobrą sprawę nie przemyślał. A takie powoli narasta wrażenie. Jak bowiem zniesienie statutu kolejarza ma jakościowo poprawić konkurencyjność SNCF? I dlaczego akurat urynkowienie firmy (a w dalszej perspektywie może i jej prywatyzacja) miałoby być lekarstwem na jej bolączki? Francuzi doskonale wiedzą, jak to się skończyło po drugiej stronie kanału La Manche...
*
Dlatego ta wiosna jest podszyta niepokojem.
Niby słońca i zieleni coraz więcej. Ale oprócz kolejarzy strajkują już (z zupełnie innych powodów) pracownicy AirFrance i Carrefoura, a gdzieniegdzie studenci. Całkiem prawdopodobne, że dołączą do nich pocztowcy, śmieciarze, emeryci i/lub pracownicy opieki społecznej. Jeśli zaś dojdzie między nimi do sojuszu (co Francuzi określają mianem convergence), a opinia publiczna za strajki zacznie obwiniać twardogłowy rząd, wtedy powab młodego prezydenta może nie wystarczyć. Bez względu na obiektywne walory jego reformatorskiej agendy - w tym proponowanych przemian na kolei - Macron może trafić do niesławnego panteonu francuskich liderów, ktorzy zaczynali buńczucznie, by prędko spaść z łomotem na ziemię.
Nie ma wątpliwości, że Macron ma dużo większe szanse od swoich poprzedników, aby wyjść z tej sprawy obronną ręką. Ale wcale nie jest skazany na sukces.
O, za oknem czarne chmury!
PS: A oto moja rozmowa na ten temat na antenie TOK FM, 4 kwietnia 2018.
Komentarze
Prześlij komentarz