Liberté, égalité, Mbappé


Przyjemnie dla odmiany znaleźć się w kraju, któremu akurat dobrze wiedzie się na Mistrzostwach.

Z początku nie było szału. Francja męczyła się w starciach grupowych z Australią, Peru i Danią. Mundial nie był tak istotnym tematem rozmów, jak w Niemczech, Anglii czy Hiszpanii (nie wspominając o Polsce). Nie pompowano balonika.

Aż nagle Trójkolorowi pokonali ekipę boskiego Messiego - i wtedy się zaczęło. Na Twitterze furorę zrobiło hasło 'Liberté, égalité, Mbappé'. Na ćwierćfinałowy mecz z Urugwajem Francuzi już się nakręcili. Szczęśliwie wypadł on w piątkowe popołudnie: jeszcze w godzinach pracy, ale już w czasie, który z czystym sumieniem można uznać za weekend. Dzięki temu całe biura przeniosły się do okolicznych barów lub zorganizowały sobie wspólne oglądanie w pokoju prezesa. Kanał TF1 zgromadził nad Sekwaną rekordową jak na ten kraj widownię 12,9 milionów widzów (czyli mniej więcej tyle, co mecz Polska - Kolumbia nad Wisłą).

A gdy już sędzia zakończył spotkanie, kibice wylegli na ulice centrum Paryża. Co i rusz ktoś intonował Marsyliankę lub okrzyki na cześć Mbappé i Griezmanna. Unieruchomieni kierowcy włączali się w świętowanie, wygrywając na klaksonach uniwersalny rytm, którym porozumiewają się fani futbolu na całym świecie. Co bardziej śmiali kibice zamieniali naprędce flagę Francji w kapę i bawili się z autobusami w korridę. 

Za tydzień rocznica zburzenia Bastylii. Jeśli Francuzi dotrą do finału to narodowe świętowanie będzie w tym roku wyjątkowo długie. (A rozpoczynający się dziś Tour de France będzie musiał pogodzić się z rolą drugoplanową)

Komentarze